22 października 2014

Episode 2.



*Sophie*

- Cóż za spotkanie - usłyszałam.
Wzdrygnęłam się lekko, a strach, który przepełniał dotychczas moje ciało, ulotnił się równie szybko jak się pojawił.
- Och, wybacz. Wygląda na to, że Cie przestraszyłem.
   Ten głos - niski, spokojny, tak bardzo wyrazisty. Rozpoznałabym go niemal wszędzie. Kiedyś sprawiał, że moje policzki oblewały się rumieńcami. Zawsze cieszyłam się jak dziecko, gdy zaskakiwał mnie i przyciągał do siebie znienacka. To, co wtedy wypowiadał wprost do mojego  ucha było takie prawdziwe,tak bardzo ciepłe i prawdziwe, że nawet nie potrafiłam znaleźć właściwych słów, by mu odpowiedzieć. Mogłam jedynie stać w jego objęciach i słuchać - odpowiadało mi to i lubiłam czuć jego obecność.
   Dylan podszedł do mnie bliżej, tak blisko, że niemal czułam jego oddech na karku. Gdybym się teraz odwróciła, moja twarz znajdowałaby się tak blisko jego, zdecydowanie za blisko. W głębi duszy, gdzieś bardzo, bardzo głęboko, jakaś cząstka mnie chciała tej bliskości, niemal jej potrzebowała. Była to jednak tylko malutka cząsteczka mnie, która żyła jeszcze wspomnieniami dawnego życia, dawnej, wspólnej przeszłości.
   Teraz jednak było inaczej, zmieniło się wiele, zbyt wiele - zmienił się Dylan i przede wszystkim ja również się zmieniłam.
- Sophie ... - Zaczął kładąc mi dłoń na ramieniu, jednak przerwałam mu równie szybko, strącając ją.
- Przesiań - szepnęłam zamykając oczy. - To bezcelowe, Twoje słowa są bezcelowe. Już do mnie  nie trafiają, więc po prostu skończ z tym.
   Parsknął i chociaż wciąż byłam odwrócona do niego plecami to doskonale wiedziałam, że pokręcił właśnie głową i uśmiechnął się. Zawsze tak robił.
   Jego urok nie działał już na mnie, a bynajmniej tak sobie wmawiałam. A może było inaczej ?.
   Podświadomie chyba bałam się, że coś we mnie pęknie, że ta malutka cząstka mnie nagle zawładnie całym moim ciałem i rzucę mu się w ramiona - w te tak znajome, silne ramiona...
   Musiałam się opanować. Nie mogę przecież do niego wrócić! Nie mogę.
- Sophie ... - jego głos zadrżał niemal niezauważalnie. - Ty chyba sama siebie nie słyszysz, nie wierzysz w to, co mówisz. Nie rób tego, nie rań siebie i mnie. Nie chcesz tego, wiem o tym lepiej niż ktokolwiek inny.
   Zabrzmiał tak znajomo, ciepło i delikatnie. Jak kiedyś. Dokładnie tak samo.
   Musiałam zamrugać, by odepchnąć od siebie tę myśl.
 
   Mylisz się! Mylisz się, słyszysz?! Tak naprawdę nie wiesz nic! Nie udawaj, że mnie znasz ... 


6 października 2014

Episode 1.

                                                   
 * Sophie * 

   - Jesteś pewna, że nie chcesz zostać na noc ?
Carmen obserwowała mnie z lekko przymrożonymi oczyma. 
- Jest już późno, a po resztą wiesz, że czułabym się pewniej gdybyś jednak została. Jeśli martwisz się moimi rodzicami to zapewniam Cię, że nie będą mieli najmniejszych obiekcji. - Dodała.
  Byłam jej wdzięczna, że się o mnie tak martwiła, ale sterczałam przed jej domem już jakieś dwadzieścia minut wysłuchując tej gadaniny. Gdyby tylko pozwoliła mi w końcu odejść to byłabym naprawdę szczęśliwa, a co ważniejsze prawdopodobnie kładłabym już rękę na klamce w pokoju.
- Jest w porządku, naprawdę. Dam radę, nie martw się.

Siliłam się, by zabrzmiało to naprawdę przekonywająco, ale sądząc po minie Carmen, wcale jej to nie przekonało. Westchnęła tylko i zmrużyła oczy jeszcze bardziej. Wyglądała teraz jak rasowa Azjatka.
- Ech, gdybym tylko miała starszego brata to kazałabym mu Cię odprowadzić. Z pewnością by to zrobił. - Dodała ciszej wydymając usta w podkówkę.
   Uśmiechnęłam się mimowolnie wyobrażając sobie jej brata. Jeśli byłby równie nadpobudliwy co ona to czuję, że chyba byłoby to dla mnie za wiele. Jedna pokręcona Carmen wystarczyła w zupełności.
- Jesteś niemożliwa. Naprawdę.
   Szturchnęłam ją lekko w ramię  i powoli ruszyłam w stronę ulicy po nierównym chodniku. Byłam wciąż zwrócona twarzą ku niej, więc dokładnie widziałam, że otworzyła usta by coś jeszcze powiedzieć, a raczej by mnie jakoś namówić bym jednak została, ale ostatecznie  przechyliła głową na bok obserwując jak odchodzę.